Północne Włochy - cz. 1: Mediolan, Bergamo i Como
Którejś grudniowej soboty albo niedzieli spotkałam się z Olą. Okropnie mnie nosiło tego dnia, marzyła mi się wycieczka. “Już miesiąc bez wyjazdów! Ile można!” biadoliłam. Jeszcze tego samego wieczoru kupiłyśmy bilety do Mediolanu. Wybrałyśmy ten kierunek głównie dlatego, że liczyłyśmy na włoską wiosnę i obie marzyłyśmy o tym, żeby odpocząć i pysznie jeść.
Przed wylotem jak zwykle zabrałyśmy się za research. Przygotowałyśmy mapkę z wynalezionymi i polecanymi przez znajomych miejscami, żeby nie tracić czasu będąc tam i mieć po ręką opcje do wyboru. Szybko się zorientowałyśmy, że 4 dni w samym Mediolanie to zbyt dużo, a że obie uwielbiamy wodę, marzyło nam się jezioro Como. Postanowiłyśmy więc spędzić 1,5 dnia w mieście mody, gdzie zresztą przypadkowo trafiłyśmy na końcówkę fashion weeku, a potem przenieść się do Bergamo i stamtąd wyskoczyć na jeden dzień na wycieczkę. Okazało się, że trafiłyśmy w dziesiątkę i gdybyśmy miały polecić komuś wyjazd w tamte rejony, niczego byśmy nie zmieniły - nasza trasa była w punkt.
Włoskie jedzenie z jednej strony każdy z nas jakoś tam kojarzy, z drugiej - jest to tak wielki temat, że mało kto zna się na nim naprawdę. Ja opowiem Wam po prostu o tym, co miałyśmy okazję spróbować i jakie były nasze przeżycia, bo miałyśmy szczęście trafić do fajnych miejsc. Inna sprawa, że w porównaniu do chociażby Wenecji, gdzie byłam parę miesięcy wcześniej, było to znacznie łatwiejsze - myślę, że dużo prościej jest przypadkowo wejść z ulicy do restauracji z przyzwoitym jedzeniem w Mediolanie i jego okolicach, prawdopodobnie dlatego, że nie są to aż tak turystyczne miejsca, w których sprzeda się absolutnie wszystko niezależnie od jakości (łącznie z niesmaczną carbonarą, której do dzisiaj z Julkiem nie możemy przeżyć).
Zaczęłyśmy od pizzy. Ola wybrała z naszej listy jedno z zapisanych miejsc i postanowiłyśmy tam pojechać zaraz po przyjeździe i zrzuceniu rzeczy w wynajętym pokoiku. Ja poddałam się zupełnie wyborowi Oli i nawet nie sprawdziłam, dokąd jedziemy. Zamówiłyśmy dwa różne placki, żeby się podzielić - wersję z anchois i blancę ze szczypiorkiem. Po kolacji przeszła mi przez głowę myśl, że chyba nigdy nie jadłam pizzy, która byłaby tak lekka i zupełnie nie ciążyła na żołądku. Wtedy przypomniało mi się, że podobną rzecz usłyszałam od Moniki, która polecała mi pizzerię w Mediolanie. Sprawdziłam i… Byłyśmy dokładnie w niej. To było bardzo zaskakujące i zabawne, że zorientowałam się właśnie po cieście. W Nàpiz' Milano rośnie ono 48h i jest masowane, a nie rozwałkowywane, dzięki czemu staje się miękkie i lekkostrawne. Nie ma wątpliwości, że produkty używane przez kucharzy w tej restauracji, są najwyższej jakości. Tą wizytą rozpoczęłyśmy też testowanie lokalnych alkoholi, przywitano nas prosecco, pożegnano limoncello, a w międzyczasie kelnerkę wypytałyśmy, gdzie chodzi ze znajomymi, kiedy ma wolne i tym sposobem trafiłyśmy do Cafè Etniko .
To miejsce budziło trochę mojej nieufności, jeśli chodzi o wystrój i afrykańskie akcenty. Ale jak się przymknie na to oko, co jest łatwiejsze po alkoholu i skupi na pysznych owocowych drinach ze świeżych produktów, to jest fajnym wyborem szczególnie, jeśli chce się popróbować różnorodnego menu. My zdecydowałyśmy się na włoską klasykę - bellini, nazwane tak na cześć malarza, o którego obrazie według legendy myślał Giuseppe Cipriani, tworząc w latach 30 kultowy do dziś koktajl. Ten wenecki drink na bazie prosecco z przecieranymi białymi brzoskwiniami jest przepyszny. Czuję, że tegorocznego lata będzie moim ulubionym - owocowy, orzeźwiający, słodki, ale nie za bardzo. Idealny na wieczory na balkonie, których nie mogę się doczekać!
Cały kolejny dzień spędziłyśmy drepcząc po Mediolanie. Rozpoczęłyśmy go jednak w Pavé Break polecanej przez Małgosię Mintę, wiedząc, że musimy zjeść syte śniadanie szczególnie, że włoskie restauracje mają przerwę w środku dnia i otwierają się dopiero wieczorem, co odstaje od naszych nawyków. Wybrałyśmy wytrawne croissanty, słodkie wypieki i cappucino. Wszystko robione ze świetnych składników w malutkiej cukierni na miejscu. Byłyśmy zachwycone i to był dobry start. Potem spacerowałyśmy przez centrum, wzruszyłyśmy się Placem Duomo, wypiłyśmy kawę pod La Scalą, złapałyśmy świetne makarony w przypadkowym miejscu na trasie (tym razem prawdziwa, udana carbonara, która bardzo mnie uszczęśliwiła!), obejrzałyśmy Ostatnią Wieczerzę, zrobiłyśmy zakupy i… Zakończyłyśmy dzień gelato. Można powiedzieć, że była to klamra kompozycyjna, bo odwiedziłyśmy drugą filię Pavé, gdzie zjadłam chyba najlepsze lody pistacjowe w życiu - słonawe i z całymi orzechami.
W niedzielę rano ruszyłyśmy do Bergamo, łapiąc coś na szybko do zjedzenia w pociągu. Nie mogłyśmy się doczekać ślicznego miasteczka często pomijanego przez turystów, którzy prosto z usytuowanego tam lotniska tanich linii lotniczych, zwijają się do Mediolanu. To wielka strata - i ze względu na piękną starówkę, i przez kulinarne dobra. To właśnie tam rozbiłam bank przysmakami typowymi dla Lombardii i północno-środkowej części Włoch - polentą z anchois, cebulowym omletem i kozim serem z warzywami w oliwie oraz casoncelli alla bergamesca, czyli bergamońską wersją makaronowych pierożków z boczkiem, szałwią, parmezanem i mięsnym farszem. Zjadłyśmy je w Kooperatywie Città Alta, gdzie poza nami byli chyba sami Włosi. To zupełnie niepozorne miejsce, do którego jak się okazało mimo kilku pięter i masy stolików, nieustannie są kolejki. Na dodatek to organizacja społeczna działająca od 1981, która “pomaga w rozwoju i integracji społecznej przez wsparcie i aktywizację seniorów, program staży resocjalizacyjnych, dystrybucji posiłków dla osób starszych i niepełnosprawnych, organizacji wydarzeń kulturalnych i literackich, wsparcie wolontariatu i przynależność do Sieci Społecznej miasta Alta”*.
Włochy poza wszystkim to raj dla łasuchów i kawoszy. Niezależnie od tego, gdzie się jest, warto szukać lokalnych ciastek, wśród których jednym z moich ulubionych jest sfogliatina. Do tego dobrą kawę można dostać absolutnie wszędzie - od obskurnych barów na dworcach, przez airbnb, gdzie właściciele zostawiają kawiarki, po miłe kawiarenki, w których aż chce się usiąść. Jest jak dobro narodowe. Tak samo jak aperol spritz, którego da się sączyć cały dzień bez wyrzutów sumienia - tu warto jednak uważać na ceny, bo w turystycznych miejscach może być zaporowo drogi.
Muszę przyznać, że ta wycieczka była strzałem w ciemno, który okazał się bardzo trafny. Nie wiedziałyśmy zbyt wiele o tym rejonie Włoch kupując bilety. Obie jesteśmy jednak zachwycone i polecamy Wam taki przedłużony weekend na maksa, jak już będzie można tam latać.
Transport i spanie:
✈️ Lot WizzAirem z Okęcia do Bergamo - 2h, 88zł od osoby z samym bagażem podręcznym; dojazd z lotniska autokarem do Mediolanu 10 euro; dojazd z Bergamo na lotnisko autobusem miejskim €3.
🏡 Airbnb - pokój z małżeńskim łóżkiem w Mediolanie ok. 230zł za noc dla 2 osób; studio z kuchnią w Bergamo ok. 200zł za noc dla 2 osób.
🚝 Bilet 24h na komunikację miejską w Mediolanie - €4,50; bilet na pociąg z Madiolanu do Bergamo - €5,50; bilet na pociąg z Bergamo do Varenny ok. €5 (my jechałyśmy do Lecco, a stamtąd dopiero dalej, dlatego ciężko nam określić dokładną kwotę); tramwaj wodny z Varenny do Bellagio - €4,60. Podane kwoty dotyczą podróży w jedną stronę.
Jedzenie:
🍽 Posiłek w restauracji ok. €10-15; do posiłku wliczane jest coperto zwykle o wartości ok. €2 od osoby, w ramach którego dostaje się różne drobiazgi, np. oliwki albo limoncello.
☕️ Kawa ok. €2
🍸 Apperol ok. €6
Rozrywki
🎭 Bilet do muzeum z Ostatnią Wieczerzą €15 (konieczcie kupcie z wyprzedzeniem online!)
*Tłumaczenie informacji z menu Città Alta - Kasia Jachnicka 🇮🇹❤️