MaltaAnna Tenenbaum

Tenen na Malcie

MaltaAnna Tenenbaum
Tenen na Malcie

Przeprowadziłam się na Maltę. Już miesiąc temu! Sama nie wiem, jak to możliwe, że tak szybko ten czas zleciał. Dużo się dzieje, więc pewnie dlatego. Wraz z moim wyjazdem dotychczasowa formuła U Tenen, w której niejako recenzuję przepisy z książek kucharskich i podpowiadam, gdzie znaleźć poszczególne produkty, straciła sens. Teraz za to mogę Wam regularnie wysyłać dawkę słońca i opowiadać o jedzeniu tu z kraju o wielkości 1/3 Warszawy.

IMG_1173.jpg

Słowem wstępu - zamieszkałam w Sliemie, mieście nielubianym przez Maltańczyków, o którym mówią, że jest duże* i głośne. Mi tu jednak dobrze. Lubię to, że mam trzy minuty pieszo nad morze, siedem do biura, pięć do piekarni. Że wszędzie chodzę pieszo, a w parę chwil mogę przepłynąć promem do Valletty - ślicznej stolicy, która jest cała pod patronatem UNESCO. Lubię też to, że jest tu dużo knajpek, do których można iść w ciemno, bo trzeba się naprawdę postarać, żeby trafić na niesmaczne jedzenie. Zwykle sprowadza się to do znalezienia czegoś lepszego niż dobre, a kiedy nie chce się szukać, na dobre przecież nie można narzekać.

Mam wrażenie, że Maltańczycy po prostu lubią jeść, a połączenie ich lokalnych specjałów z bliskością Sycylii to świetna kombinacja. Znajdziecie tu też wpływy brytyjskie, hiszpańskie, francuskie i śródziemnomorskie, ale pomału i o wszystkim po kolei. Posty z cyklu Tenen na Malcie zacznę od rzeczy, o której się dowiedziałam praktycznie odrazu, jeszcze sprawdzając, czy mogę tu przyjechać na dłużej - dobrego, maltańskiego chleba.

*15tys mieszkańców, najbardziej zaludnione miasto na wyspie