Lekcja gotowania w Diar Il-Bniet
Na Diar Il-Bniet trafiłam już dawno temu szukając warsztatów kulinarnych. Przez lockdown i ograniczenia covidowe sporo czasu minęło, zanim udało mi się jednak do nich dotrzeć. Na szczęście w końcu ruszyli ze swoimi działaniami z powrotem, a ja zebrałam grupkę kilku osób i wybraliśmy się do szkoły maltańskiego gotowania.
Żeby lekcja się odbyła, potrzebujecie przynajmniej dwóch uczestników. Macie kilka tematów do wyboru (wszystkie są opisane na ich stronie, w wakacje odpalili też letnią szkołę gotowania dla dzieci), a w ramach niektórych z nich wybieracie dodatkowo dania, jakie chcecie przygotować - decyzja musi być podjęta dla całej grupy, wyjątkiem jest sytuacja, kiedy wśród uczestników są mięsożerni i wegetarianie.
My zdecydowaliśmy się na warsztat Maltese Rural, w ramach którego w ciągu kilku godzin zrobiliśmy przystawkę, danie główne i deser według przepisów znanych we wszystkich maltańskich domach. Potem usiedliśmy do wspólnej kolacji. Tak spędziliśmy całe sobotnie popołudnie.
Przystawka: paszteciki z tuńczyka, czyli pulpetti tat-tonn
Choć nie od nich zaczęliśmy przygotowania, to je zjedliśmy jako pierwsze. Paszteciki z tuńczyka to hit, który zdecydowanie wejdzie do mojego codziennego gotowania - już nawet miałam okazję przygotować je w domu! To szybkie do zrobienia kotleciki, które łatwo zabrać na lunch do pracy albo jako przekąskę do zjedzenia z sałatką na boku. Tradycyjnie składają się na nie tuńczyk, ziemniaki*, kapary, oliwki i jajko - a w naszej wersji, co mi bardzo było na rękę, znalazła się też mała cukinia, dużo ziół i skórka z cytryny. Macie jak ja skojarzenia z Ottolenghim? No ba!
*Przysięgam, że w s z y s c y Maltańczycy, którym opowiadałam, co gotowaliśmy, zupełnie niezależnie od siebie zapytali mnie, czy do pasztecików dodaliśmy ziemniaki. Musi coś w tym być!
Główne danie: gulasz z boczku wieprzowego, czyli stuffat tal-majjal
To była dopiero przygoda! Ale też dobra okazja do sprawdzenia swoich umiejętności posługiwania się dużym nożem i zrobienia czegoś, co nie jest codziennie wykorzystywaną sprawnością. Pierwszy raz miałam okazję oporządzać tak duży kawał mięsa. Powiem Wam szczerze - wygląda dużo łatwiej, kiedy robi to wyćwiczony chef 🙃 Gulasz przygotowaliśmy z boczku wieprzowego, maltańskiej kiełbasy, ziemniaków, cebuli, marchewki, groszku, pasty pomidorowej i sosu pomidorowego, czerwonego wina i wielu przypraw. To też było nasze najbardziej czasochłonne danie, które musiało swoje odbulgotać na gazie, dlatego to właśnie od niego zaczęliśmy całą pracę.
Deser: maltański pudding z chleba, czyli pudina tal-hobz
Deser z kolei był najbardziej zaskakującym daniem - jedząc go bardzo trudno się domyślić, że bazą jest chleb (upieczony z cukrem, kakaem, jajkami, skórką cytrynową, rodzynkami, mlekiem skondensowanym i kandyzowanymi wiśniami)**. Mnie urzekło to, że to zero waste’owy sposób na wykorzystanie zeschniętego pieczywa. Fajny pomysł na to, jak smacznie zużyć zamiast wyrzucać.
** Jeśli macie ochotę spróbować maltańskiego puddingu, często można na niego trafić w L-Aħwa - mojej ulubionej piekarni w Sliemie.
Nawet nie wiem, kiedy minął czas gotowania. Spędziliśmy go w pięknej kuchni, gdzie nie tylko przyjemnie się razem gotowało, ale też bardzo miło rozmawiało o jedzeniu, Malcie i jej kulturze, o naszych doświadczeniach - i kulinarnych, i maltańskich, bo wszyscy tu dłużej lub krócej mieszkamy. Myślę, że warsztaty w Diar Il-Bniet to dobry pomysł na spędzenie czasu z bliskimi lub znajomymi - we wspólnym gotowaniu jest coś magicznego, co łączy i stwarza niepowtarzalną atmosferę. To rozrywka i dla bardziej doświadczonych domowych kucharzy, i dla tych osób, które nie gotują zbyt wiele, choć raczej dla przyjezdnych niż dla Maltańczyków, bo oni te przepisy znają od babć albo z domu jak my rosół i mielone. Całość była przemyślana i fajnie poprowadzona, dostosowana do nas i naszych potrzeb. Chętnie wrócę na jeszcze jedną lekcję - tym razem tę połączoną z wizytą na farmie.
Kiedy zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, usiedliśmy do stołu, a dania wykończył i pięknie nam podał nasz nauczyciel. Zjedliśmy je na piętrze, w restauracji, do której możecie przyjść “z ulicy”, żeby spróbować lokalne maltańskie potrawy z dobrych, świeżych produktów. Wśród propozycji w karcie znajdziecie też te, które my nauczyliśmy się robić - bardzo polecam wspomniane pulpetti tat-tonn na przystawkę!
Żeby dopełnić doświadczenia, przed wyjściem zrobiliśmy zakupy w przy-restauracyjnym sklepiku. Jest tam dużo dobra! Mnie najbardziej urzekł dżem z loquat i lokalna ceramika, ale znajdziecie tam inne wspaniałe produkty, które z powodzeniem można zabrać ze sobą do Polski też jako prezenty - na pewno wszystko jest super jakości 🙂 A jeśli nie po drodze Wam do Dingli (gdzie polecam przy okazji zobaczyć klify), może będziecie mieć bliżej do Naxxar, w którym niedawno Diar Il-Bniet otworzyło swój drugi sklepik.
👩🏻💻 diarilbniet.com
🗺 Restauracja i sklepik w Dingli: 121 Triq il- Kbira Ħad-Dingli.
Sklepik w Naxxar: 147 Vjal il-21 ta Settembru, Naxxar.
⏰ Restauracja i sklepik w Dingli otwarte: pon, śr, czw i nd od 10 do 17; pt i sob od 10 do wieczora (ostatnie zamówienie o 21:30); wtorek zamknięte. Na lekcje gotowania trzeba umawiać się indywidualnie: info@diarilbniet.com, (+356) 2762 0727.
Sklepik w Naxxar otwarty od pon do pt od 8 do 19 i w sob od 8 do 15. W niedzielę zamknięty.
$Ceny warsztatów zależą od tematu i wahają się miedzy €100 a €240*** od osoby.
***Ceny zaktualizowałam 30.05.2023 na podstawie ich strony.