Butikowy hotel Mulberries
“Hej Tenen, gdzie spać na Malcie!?” Słyszę to pytanie regularnie odkąd tu mieszkam. Do tej pory dość niechętnie na nie odpowiadałam, bo przecież to nie jest wcale łatwa odpowiedź! Ale w końcu zebrałam się i przygotowuję Wam kilka takich miejscówek, które obdarzyłam wielką miłością ♥️
Dzisiaj zapraszam Was do miejsca, gdzie chciałam się zatrzymać odkąd o nim usłyszałam. Było zdecydowanie pierwsze na mojej liście, bo jest dokładnie takie, jakie lubię i mam ogromną nadzieję, że Wam też się spodoba. Chodźcie ze mną odwiedzić Mulberries.
Do Mulberries przyjechałam autobusem, chociaż w zasadzie mogłam przyjść nawet pieszo. Znajduje się na obrzeżach Żabbar, miasteczka na południu - w mojej ulubionej części wyspy. Zakochałam się w chłopaku z południa, ale ta część kraju wołała mnie już wcześniej, od kiedy przeprowadziłam się na Maltę. To właśnie tu znajdziecie najwięcej zabytków, a przynajmniej moje ulubione jak Hypogeum, świątynie Ħaġar Qim z widokiem na Filflę czy całe Trójmiasto ze wspaniałą panoramą Valletty, odwiedzicie rybackie miasteczko Marsaxlokk, a na ulicy będziecie mieć większą szansę usłyszeć maltański. Jednocześnie wciąż będziecie blisko natury (sprawdźcie koniecznie Blue Grotto!) i świetnych tras spacerowych.
Mulberries położone jest na polach otoczonych niską zabudową. Blisko dużej ulicy, której jednak bardzo nie słychać, a która ułatwia korzystanie z komunikacji publicznej. Parę minut od supermarketu, gdzie można zaopatrzyć się w rzeczy pierwszej potrzeby czy przekąski. Jest pomiędzy dwoma miasteczkami - Żabbar i Marsaskalą - niedaleko, ale trochę na uboczu z wszystkimi plusami tej sytuacji. I choć z zewnątrz wygląda niepozornie, to ukryty skarb łączący lokalną kulturę i tradycje z agroturystyką w prostej, eleganckiej estetyce.
Kiedy Aaron, właściciel Mulberries wpuścił mnie do środka, pierwsze, co powiedziałam, to “woooow”. Nagle znalazłam się na pięknym dziedzińcu, z którego widać budynek w całej jego okazałości. To naprawdę zrobiło na mnie duże wrażenie. Kiedy zamknęliśmy drzwi, zrobiło się jakby trochę ciszej, a przestrzeń dookoła zachęcała, żeby w nią wejść. Trudno było mi uwierzyć, że to, co widzę, jest współczesną architekturą sprzed paru lat. Hotel jest zaprojektowany przez Aarona i wybudowany właściwie jego rękoma. Zrobił to z tak dużą uważnością i dbałością, by stworzone przez niego i jego żonę Jesabel miejsce wpisywało się w otoczenie, że zdaje się, jakby budynek stał tu od zawsze, a przynajmniej od paru wieków. Nie ma tu przypadków, wszystko jest przemyślane i dopracowane - od samego projektu inspirowanego maltańskim budownictwem z charakterystycznymi łukami, słonecznym zegarem i kolorowymi oknami czy typowym patio, przez użyte materiały z lokalnych źródeł. Całość nawiązuje do śródziemnomorskiego klimatu i elementów naturalnych, a budynek został zorientowany tak, by uwzględniać ścieżki słońca i kierunek wiatru. Do tego dołóżcie sporą przestrzeń i wiele udogodnień, których nie można oczekiwać po starych budynkach i ich renowacjach. To, czym jest Mulberries, to wyjątkowe i rzadko spotykane na Malcie (jeśli w ogóle!?) połączenie. To przykład architektury wernakularnej, o której mówi się, że to „architektura bez architekta, anonimowa, powstająca bez projektu, wpisana w tradycję społeczności i będąca sumą doświadczeń budowlanych, funkcjonalnych i estetycznych przekazywanych z pokolenia na pokolenie”*.
*Mieczysław Kurzątkowski, Architecture vernaculaire = architektura rodzima?, Ochrona Zabytków, nr 1(158), s.3.
Mulberries jest na wskroś maltańskie. Zostało zbudowane z kamieni odzyskanych ze zburzonych budynków, które z czułością i szacunkiem zostały odnowione i wykorzystane na nowo. Aaron w swoich opowieściach podkreśla, jak było to dla niego ważne, żeby nie tylko nie zaburzyć krajobrazu, na który wpływa stawiając nowy budynek, ale też tego, z którego czerpie materiały. Dużo myśli o zrównoważonym rozwoju, którego koncept jest bliski jego sercu. Przejawia się to na wszystkich poziomach zaczynając od samego projektu, a kończąc na podejściu do goszczenia. Przy budowie Aaron myślał o tym, by przygotować się na gromadzenie deszczówki, która teraz wykorzystywana jest do nawadniania, mycia podłóg i spłukiwania toalet, a ziemia usunięta z placu budowy odżywia dziś drzewa i inne rośliny uprawiane w ogrodzie za domem. Sam projekt inspirowany jest śródziemnomorską architekturą ludową, dzięki której praktykom budynek reaguje na zmiany sezonowe i wychładza się latem, a dogrzewa zimą. Dodatkowo Aaron zastosował też masę rozwiązań z zakresu energii odnawialnej jak chociażby użycie energii słoneczej do podgrzewania wody.
W Mulberries jest 19 dwuosobowych pokoi urządzonych w tym samym stylu, w większości z dwuosobowym łóżkiem, ale też takich, gdzie są dwa pojedyncze. Rezerwując pokój bezpośrednio przez ich stronę, możecie skorzystać z bardzo szczegółowych opisów i zdjęć, żeby zdecydować, która opcja jest dla Was najlepsza. Będziecie mogli wybrać, jak duży chcecie pokój, czy na którą stronę chcecie mieć widok z okna. Wszystkie są wyposażone w wygodne materace, podstawowe mini kosmetyki, przyjemne w dotyku pościele i ręczniki, czajnik, sporą szafę, telewizor. W razie potrzeby możecie poprosić o ręczniki plażowe. Również tutaj zauważycie dbałość o środowisko - ograniczenie jednorazowych produktów czy dbanie o to, by nie zużywać niepotrzebnie energii - oraz dużą uważność na użyte materiały. Odnowione i odrestaurowane meble sąsiadują z projektami na zamówienie wykonanymi przez lokalnego rzemieślnika z naturalnego drewna z lasów zarządzanych w zrównoważony sposób.
Skąd właściwie nazwa Mulberries? Ano od rosnących tam morw, które w czasie budowy udało się przenieść parę metrów dalej z miejsca, gdzie postawiono hotel, dzięki czemu do dzisiaj są w jego ogrodzie. Ogrodzie, który jak na Maltę jest zaskakująco zielony i duży. Rosną tu warzywa i owoce, którymi być może zostaniecie poczęstowani przy śniadaniu, oliwne drzewka, w których cieniu możecie się schować, żeby zjeść lunch albo na popołudniową drzemkę. To prawdziwy luksus, bo na Malcie z rokiem na rok jest coraz mniej niezabudowanych miejsc. Docenicie je szczególnie po dniu intensywnego zwiedzania czy plażowania wśród wielu innych osób.
W hotelu znajdziecie przestrzenie wspólne, gdzie można nie tylko spędzać czas razem przy winie (dostępnym też do kupienia na miejscu), rozmowach czy jakiejś grze, można też wziąć sobie coś do czytania z dostępnej biblioteczki albo korzystając z oferowanych materiałów zaplanować kolejny dzień. W razie, gdybyście nie zdążyli zrobić prezentów, kupicie tu też parę lokalnych produktów jak chociażby małe słoiczki miodów.
Mulberries jest świetnie zaprojektowane, jest tu dużo przestrzeni na zewnątrz, z której możecie korzystać w różnych konfiguracjach - większych grupach, parze, samodzielnie. Mimo że te miejsca są ogólnodostępne, dają sporo prywatności. Jest całkiem dużo ukrytych zakamarków, gdzie można się zaszyć. W czasie naszego pobytu nie zdawaliśmy sobie sprawy, ile osób jest wokół dopóki nie spotkaliśmy się przy śniadaniu. Głównie przebywaliśmy na zewnątrz - jedząc na tarasie (hotel nie oferuje lunchy ani kolacji, ale można zamówić sobie coś w dostawie), czytając książkę w ogrodzie. Dużą radość sprawiła mi też poranna joga na rozruch, już w słońcu, ale jeszcze niezbyt gorącym i przyjemnie otulającym zaspane ciało. Bardzo polecam - maty dostępne są na miejscu, jeśli nie macie swojej, możecie z nich skorzystać.
Możecie też popływać. w krytym, podgrzewanym basenie z jacuzzi, albo skorzystać ze strefy wellness z sauną parową i suchą oraz ofertą masaży. Warto zaplanować sobie czas w czasie pobytu na taką chwilę wyciszenia. Mulberries jest całe o tym - o odpoczynku, spokoju, byciu w naturze i ze sobą, o zadbaniu o siebie, karmieniu się dobrymi rzeczami - i dosłownie, i w przenośni.
A jak rozmawiamy już o byciu ze sobą… Wspominałam Wam, że na terenie hotelu znajduje się zachowana jego stara część. Chowa ona kilka niespodzianek, wśród których są pozostałości architektoniczne sprzed około dwóch tysiącleci i znacznie młodsza, bo zaledwie trzystuletnia studnia. Dlaczego Wam właściwie o niej mówię? Bo Aaron przekształcił ją na przestrzeń do medytacji. Jest dość magiczna, trochę jak świecka kaplica, do której wchodząc ściszasz głos, a kiedy szepczesz, niesie się echo. Jeśli będziecie mieć szczęście, może będziecie tu akurat w trakcie jakichś zajęć lub warsztatów, które się tam odbywają od czasu do czasu. Aaron i Jesabel chętnie współpracują z osobami je organizującymi. Jak mówią, chcą, żeby ich dom działał jako jądro różnych form praktyk i doświadczeń związanych z szeroko rozumianym dobrym samopoczuciem – od medytacji, przez sztukę i rzemiosło, po inne zajęcia, które mogą pomóc przywrócić zdrowie i energię fizyczną, psychiczną i duchową ich gości.
Jeśli nie lubicie zaczynać swojego dnia od ruchu czy czasu z samym sobą, możecie wybrać się prosto na pyszne śniadanie. Znajdziecie na nim dużo lokalnych sezonowych produktów i tych, które dostępne są cały rok jak ftira. Niektóre będą wręcz wyrobami Mulberries - spróbujcie ich własnych dżemów czy serów. Aaron i Jesabel, kiedy tylko mogą, starają się zastępować pakowane produkty spożywcze domowymi. Ograniczając też zużycie plastiku korzystają z systemu odwróconej osmozy, który pozwala pić niebutelkowaną wodę, co na Malcie nie jest tak oczywiste. W ich śniadaniowej ofercie są wytrawne rzeczy i słodkości, na ciepło i na zimno. Dostępne są opcje wegetariańskie, a jeśli dacie znać z wyprzedzeniem o nietolerancjach żywieniowych czy poprosicie o roślinne zamienniki nabiału, na pewno zostaniecie zaopiekowani. Jeśli pogoda będzie sprzyjała, na co macie spore szanse, bo umówmy się, że na Malcie jest ponad trzysta słonecznych dni w roku - śniadanie będziecie mogli zjeść na zewnątrz z widokiem na ogród od rana oprócz pożywnego jedzenia, karmiąc się dawką słońca.
Dla kogo? Mulberries polecam osobom podróżującym w pojedynkę, parom, rodzinom z małymi dziećmi albo nastolatkami (dzieciom w średnim wieku, które potrzebują animacji i dużo atrakcji może być tu nudno) i przyjaciołom (są pokoje z pojedynczymi łóżkami). Można też przyjechać w grupie - hotel oferuje 19 dwuosobowych pokoi z możliwością dostawienia łóżeczka dla dziecka.
To miejsce dla tych, którzy cenią sobie spokój, przestrzeń i oddech. Dla tych, którzy cieszą się naturą i lubią przestrzenie o lokalnym charakterze.
+ Mulberries jest przystosowane dla osób z niepełnosprawnością ruchową, posiada podjazdy dla wózków inwalidzkich oraz windę, która zatrzymuje się na wszystkich piętrach. W hotelu znajduje się też pokój przystosowany do specjalnych potrzeb. Do ogrodu można dostać się boczną rampą, ale poruszanie się wózkiem inwalidzkim po nim samym może być trudne. Jedynym miejscem niedostępnym dla osób poruszających się na wózku inwalidzkim jest przestrzeń do medytacji. W razie wątpliwości najlepiej skontaktować się bezpośrednio z Aaronem i Jesabel, którzy są bardzo komunikatywni i elastyczni - jestem pewna, że doradzą w tej sprawie.
Najbliższa okolica: Hotel znajduje się kilka przystanków albo 20min pieszo od Marsaskala, ale niestety nie jest to najmilsza trasa spacerowa, bo wzdłuż dużej drogi. W samym miasteczku możecie za to przejść się deptakiem nad morzem, zjeść w kilku restauracjach, wśród których moimi ulubionymi są Sotto z rzymską pinsą i Al Legna z pizzą neapolitańską, czy napić się smacznej kawy - w Coffee Circus Connections albo Little Chief. Znajdziecie tam też miejsca z pięknymi widokami. Z jednej strony miasteczka jest Żonqor, gdzie polecam skorzystać z publicznych grilli (zaopatrzcie się koniecznie w mięso i sery u Bossmeats, warzywa w Bambinelli na przeciwko, a wszystko inne potrzebne - rozpałkę czy jednorazowe talerze - w Orient Market za rogiem) albo ponurkować; z drugiej - Munxar, dokąd warto wdrapać się, żeby mieć piękne widoki. U jego podnóża możecie też wypożyczyć kajaki i jet ski (w sezonie warto to zrobić z wyprzedzeniem). Tam też znajduje się piaszczysta plaża i popularny bar Zion, gdzie możecie zrobić sobie przerwę na drinki, lody albo jedzenie - koniecznie usiądźcie w patio, a nie przy ulicy.
Komunikacja: Rezerwując pobyt w Mulberries bezpośrednio przez stronę hotelu, macie zapewniony parking w cenie. Warto rozważyć opcję wynajęcia samochodu, jeśli chcecie dużo zwiedzać i sporo się przemieszczać. A jak Wam na tym aż tak nie zależy, to nie będzie kłopotu - przystanek autobusowy jest jakieś 3min pieszo od hotelu. Dojedziecie nim do Valletty, gdzie znajduje się główna pętla autobusowa na wyspie, skąd można pojechać we wszystkie kierunki.
👩🏻💻 mulberries.mt
🗺️ Trejqet Wied ta' Mazza, Żabbar
💲 Ceny wahają się od €120 do €150 za noc w zależności od wybranego pokoju i sezonu. Rezerwując nocleg bezpośrednio przez stronę Mulberries, gwarantowana jest nie tylko najniższa cena, ale też śniadanie, darmowy parking i dostęp do strefy wellness (kryty basen, jacuzzi, sauna sucha i parowa).