Podsumowanie roku - cz. III: Wizyty w restauracjach z Chef’s Table
W tym roku nie wyjeżdżałam na dłuższe wakacje, ale żeby to sobie wynagrodzić, postawiłam planować chociaż jeden wypad raz w miesiącu. Skończyło się więc tak, że podróżowałam całkiem dużo, a przy okazji wycieczek, odkrywałam nowe jedzenie. Wśród odwiedzonych przeze mnie miejsc, znalazły się trzy restauracje, których szefowie mają swoje odcinki we wspomnianym niedawno przeze mnie serialu dokumentalnym Chef’s Table.
Ciya Sofrasi Musy Dagdevirena, Stambuł, Turcja (S05E02).
Wybrałyśmy się tu z Olą, z którą byłam w Stambule, dwa razy. Wycieczka do tej restauracji wiązała się z dwoma bonusowymi przyjemnościami - koniecznością przepłynięcia tramwajem wodnym z europejskiej części, w której mieszkałyśmy, do azjatyckiej, gdzie znajduje się Ciya i z przejściem przez sąsiadujący z restauracją Dagdevirena bazar z jedzeniem, które zasługuje na osobną opowieść. Przy pierwszej wizycie zdecydowałyśmy się na lunch i mały słodycz. Przy drugiej - na desery. A właściwie, żeby nie skłamać - ja zdecydowałam, bo Ola usiadła przy stoliku na zewnątrz mówiąc, że zdaje się na mój wybór. Do dzisiaj pamiętam jej przerażenie w oczach, kiedy wróciłam po obejrzeniu wszystkich słodkości wewnątrz restauracji i zadowolona z siebie powiedziałam, że wzięłam nam z każdego po jednym.
﹩Pobyt w Stambule jest bardzo przystępny cenowo, a wizyta w Ciya Sofrasi też nie obciąża jakoś bardzo portfela. Za ok. 40zł można zjeść główne danie, deser, wypić coś zimnego i kawę lub czaj.
Hiša Franko Any Roš, Kobarid, Słowenia (S02E05).
Ten wyjazd planowaliśmy z Julkiem chyba ze dwa lata. Najpierw zbieraliśmy co miesiąc pieniądze do koperty, motywując się nawzajem sprawdzaniem, czy to drugie też odłożyło, a potem okazało się, że odezwanie się w maju z prośbą o rezerwację na sierpień jest niewystarczające. Pozostało nam poczekać do otwarcia zapisów na kolejny rok i 1 września 2018 zabookować stolik i spanie na sierpień 2019. Czekać było warto. Pobyt w Hiša Franko to nie tylko niesamowita kulinarna przygoda - najlepsze menu degustacyjne, jakie mieliśmy okazję jeść kiedykolwiek, a do tego pyszne śniadanie kolejnego dnia - ale też doświadczenie wszystkiego dookoła: weekendowy pobyt w słoweńskich górach, niesamowite widoki, lokalne wina, czyste powietrze i mili ludzie. Zdjęć z kolacji nie mamy, bo postanowiliśmy uszanować prośbę właścicieli, którzy we wstępie do menu tłumaczą, że jedzenie jest przygotowywane tak, by podać je w odpowiednim momencie i temperaturze. Dlatego tak zależy im by skupić się na przeżyciu, a nie pstrykaniu fotek, do robienia których zachęcają przy okazji śniadania i spacerów po okolicy. Posłuchaliśmy tej porady i nie żałujemy ani trochę. Na pamiątkę mamy menu, wspomnienia i marzenie, żeby na Słowenię wrócić kiedyś na dłużej.
﹩Wizyta w Hiša Franko to znacznie droższa impreza, natomiast jest to coś więcej niż zwykłe wyjście na kolację. Cały posiłek składający się z mnóstwa małych dań, trwa kilka godzin. Menu degustacyjne kosztuje €150 od osoby, jeśli dobierzecie do tego wine paring - trzeba doliczyć kolejne €75, a za deskę lokalnych serów na drugi deser (poza tym wpisanym w główne menu) - €10. Decydując się na nocleg, musicie mieć w budżecie dodatkowe €120-150 - to pokryje dwuosobowy pokój i śniadania dla dwóch osób. Warto też wziąć pod uwagę, że sam dojazd do Kobaridu nie jest łatwy i najprościej dostać się tam samochodem (my dojechaliśmy tam z Lublany, a stamtąd pojechaliśmy do Wenecji, bo Hiša Franko znajduje się mniej więcej w połowie między tymi dwoma miastami).
Darjeeling Express Asmy Khan, Londyn, Anglia (S06, E03).
Na początku tego roku byłam pierwszy raz w Londynie. Zbiegło się to w czasie z premierą szóstego sezonu Chef’s Table, opublikowanego na Netflixie 22.02. Uznałam wtedy, że obejrzę go po powrocie (z Julkiem, wiadomo), ale kolejnego dnia miałam wieczorem tak straszną migrenę, że kiedy minęła, nie byłam w stanie nic innego robić niż coś obejrzeć. Szybko zorientowałam się, że jeden z odcinków jest o restauracji z Londynu. Niewiele myśląc sprawdziłam ceny i odrazu chciałam zrobić rezerwację na następny dzień, licząc w głowie godziny i stwierdzając, że jak się zepnę z czasem, to zdążę przed wylotem na szybki lunch. Okazało się jednak, co strasznie mnie zasmuciło, że Darjeeling Express jest zamknięty w niedziele. Od tamtej pory kombinowałam, jak wrócić do Londynu. Ku mojemu zaskoczeniu, w listopadzie wpadł mi niespodziewany służbowy wyjazd, a CEO firmy, dla której pracuję, był na tyle kochany, że zapewnił mi dodatkowy dzień, żebym mogła go spędzić jak tylko mi się marzy. Jakimś cudem zrobiłam więc w ostatniej chwili rezerwację łapiąc jedyny wolny przez kilka tygodni do przodu stolik, akurat tego dnia, na którym mi zależało. I chociaż prawdziwie hinduskie jedzenie okazało się dla mnie zbyt pikantne, atmosfera w restauracji Asmy Khan dała mi mnóstwo ciepła i energii na całą resztę deszczowego, jesiennego dnia.
﹩Obiad w Darjeeling Express plasuje się cenowo gdzieś pomiędzy poprzednimi restauracjami. Za przystawkę, danie główne, deser, napój bezalkoholowy i kawę trzeba zapłacić ok. 40 funtów, co jak na Londyn jest dosyć standardową ceną za zjedzenie w dobrym, ale nie za bardzo ekskluzywnym miejscu na mieście.