Restauracja Ta’ Victor w Marsaxlokk
Kiedy w lutym, w moje ostatnie urodziny jechaliśmy z Julkiem Boltem do Marsaxlokk na talerz owoców morza, po raz pierwszy usłyszałam o Ta’ Victor od pana kierowcy, który spontanicznie zaczął nam opowiadać, gdzie zjeść i co zobaczyć w okolicy. Z tamtego dnia została mi w pamięci tylko nazwa restauracji i wspomnienie, że warto się tam wybrać. Udało mi się to zrobić parę miesięcy później, kiedy miałam kolejną fazę na intensywne eksplorowanie maltańskiego jedzenia i od tamtej pory to jedno z moich ulubionych miejsc jedzeniowych.
Ta’ Victor to restauracja prowadzona przez jej właściciela, który jest też kucharzem i dba o to, żeby wszyscy byli zadowoleni wychodząc do klientów i zagadując (chętniej po maltańsku niż angielsku) z każdym daniem w coraz brudniejszym fartuchu. Nie da się tu trafić bez zrobienia wcześniej rezerwacji, zwykle trzeba zadzwonić, dwa+ tygodnie wcześniej, żeby zdobyć stolik w weekend. W dniu, w którym tam byliśmy, Victor powiedział, że od rana miał ponad 100 telefonów z pytaniem o wolne miejsce tego samego dnia. I nic dziwnego!
Jedzenie tu jest “jak w domu” - tym maltańskim rzecz jasna, a Victor mówi, że gotuje, jak dla rodziny. Porcje są wielkie, jak przystało na porządną restaurację na Malcie. Nie spodziewajcie się menu a la carte, co tydzień jest coś innego, coś na bazie produktów akurat dostępnych na targu. Ucztę zaczniecie od maltańskiego talerza, potem zostanie Wam podana zupa, przystawka, główne (tu do wyboru kilka opcji rybnych i kilka mięsnych) i deser.
Na maltańskim talerzu serwowanym na start znajdziecie ġbejna moxxi, czyli owczy ser w swoim wczesnym, świeżym stadium, kiedy już się ścina, ale jeszcze jest miękki i delikatny (mój hit!), maltańską, mocno doprawioną kiełbasę, ħobż biż-żejt, czyli kanapkę, o której pisałam tu, fasolę, oliwki, mini sałatkę i bigillę - pastę z suszonego na słońcu bobu z galetti - lokalnymi krakersami.
Jako następna wjedzie zupa - my trafiliśmy na tę ze świeżej fasoli z jajkiem i pomidorami - i pasta, u nas ta z dużych muszelek z serem w środku.
Potem czas na główne danie, które jest w opcji do wyboru. Ja zdecydowałam się na lampuki - rybę, na którą jakoś od połowy sierpnia do grudnia jest tu sezon, a Liam zamówił bragioli stuffat - faszerowane roladki wołowe w gulaszu. Wśród opcji do wyboru były też spnotta (okoń morski), świeży łosoś, pagella (po ang. to red snapper, zdaje się, że po polsku lucjan), podudzie jagnięce, ribeye i coś jeszcze mięsnego, co mi umknęło.
Na deser dostaliśmy imqaret - ciasteczka z nadzieniem daktylowym, o których pisałam tu, podane z ġelat tal-nanna - maltańskimi lodami robionymi na skondensowanym mleku.
Wizytę w tej restauracji nazwałabym odwiedzinami u Victora. To bardzo smaczne doświadczenie maltańskiej gościnności i pysznego, uczciwego jedzenia przygotowane z dużą dawką miłości. Polecam zaplanować sobie odwiedziny tu w czasie wypadu na Maltę - jak na moje to zdecydowanie jedna z fajniejszych atrakcji.
🗺 Gdzie: 36 Pjazza Madonna ta’ Pompei, Marsaxlokk; czyli na placu przy kościele w Marsaxlokk. Jeśli wybieracie się tam samochodem w niedzielę, przyjedźcie wcześniej, bo na pewno będziecie mieć kłopot z zaparkowaniem.
⏰ Kiedy: wt 11:15–14:30, 19:30–00:00; śr 19:30–00:00; czw-sob 11:15–14:30, 19:30–00:00; nd 11:15–14:30; pon zamknięte.
💡Konieczne są rezerwacje, dla pewności z minimum dwutygodniowym wyprzedzeniem (szczególnie na weekend). Najłatwiej, jeśli zadzwoni dla Was ktoś mówiący po maltańsku, ale po angielsku też się dogadacie; tel. +356 99474249.
$Set menu dla jednej osoby kosztuje €28,50. Do tego potrzebujecie tylko napoje; przykładowe ceny: kieliszek domowego białego wina €3, pint Ciska €3,20, cappuccino i Kinny po €1,50, espresso €1,20, duża gazowana woda €3,30.