Tydzień z Fatimą

Tydzień z Fatimą

Wyobraźcie sobie, że ci moi Przyjaciele wysyłają mi zdjęcia i teksty do redakcji wieczorami, zwykle w takich godzinach, że już naprawdę nie powinnam jeść. Myślę sobie wtedy, że przeczytam rano, ale przecież nie mogę się doczekać, to oczywiste. Pozostaje ślinotok albo nocne grzebanie w lodówce. Tym razem już naprawdę nie zdołałam się opanować.

Zanim poznałam Fatimę, znałam jej serniczki i torty - jak na mój gust najlepsze w mieście. Kiedy poznałyśmy się przez Jasia, odważyłam się jej napisać wyznanie miłości i wtedy - jak jeszcze działały knajpy i kawiarnie - obiecała mi newsletter, pt. "Gdzie w tym tygodniu zjesz serniczek". Sami rozumiecie, jakie to musi być dobre. Kiedy zainwestowałam w Kitchen Aida, Fatima zrobiła mi prywatne szkolenie z podstawowych ciast u mnie w domu. Dzięki niej umiem bezę, drożdżowe, kruche, a nawet serniczek. Co nie zmienia faktu, że i tak zdarza mi się zamawiać od niej ciasta, bo wiadomo, to wciąż niedościgniony wzorzec 🙂

Fatimka ma fajny miks kulturowy w rodzinnym domu, w którym dużą wagę przykłada się do jedzenia. Miłośnikiem gotowania jest tato - Alladyn, który zaraził dzieci miłością do bliskowschodnich smaków. Moją ulubioną anegdotą jest historia o serze wstawionym przez niego, kiedy Fatima miała sześć lat. To egipski przysmak z dobrej jakości twarogu, z którego formuje się kulki, obtacza je solą i zalewa oliwą z przyprawami. Po około roku jest gotowy do zjedzenia. Myk natomiast polega na tym, że zalewy się nie wylewa, więc wstawiane teraz przez Alladyna sery, wciąż lądują w tej dwudziestoparoletniej oliwie. Nie miałam jeszcze okazji tego spróbować, ale liczę na to bardzo przy najbliższych odwiedzinach Fatimy - podobno nieźle wali!

DLA KOGO?

  • dla tych, którzy chętnie jedzą roślinnie

  • dla fanów bliskowschodnich smaków

  • dla tych, co nie idą na łatwiznę, a w kuchni lubią spędzić trochę więcej czasu

***

IMG_7962.JPG

Lubię się w kuchni narobić. Zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że spędzę w niej cały dzień. Myślę, że wręcz sprawia mi to dużo przyjemności. Staram się nie kupować gotowych rzeczy, więc na przykład jak mam ochotę na lody, to robię je sama z jajek, śmietany i nieprzyzwoitej ilości wanilii. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że to nie opcja dla każdego, a ja mam wszystkie możliwe przyrządy, które mi to ułatwiają (sorbetieria do Kitchena Aida to życie!)

W związku z zaistniałą sytuacją pandemiczną mam nareszcie dużo czasu, aby się wyspać i ugotować wszystko, na co mam ochotę, bo w “normalnym” życiu często wychodzę z domu bez śniadania lub jem obiad o 18 😞 Udało mi się wyrobić już pewną rutynę: wstaję rano i piekę chleb, który dzień wcześniej robiłam przez 5-6 godzin zanim trafił do lodówki. Sprawia mi to dużo radości i chociaż sama wcale nie potrzebuję aż tyle pieczywa, zyskują za to wszyscy moi znajomi - zawsze ktoś dostaje pół lub cały bochenek. Przez to stałam się śniadaniowym człowiekiem kanapką 😉 Poza tym rytuałem, na początku tygodnia zawsze wstawiam gar wywaru na zupy czy do gotowania kasz. Z warzyw robię sałatkę albo piekę pasztet. Teraz zamówiłam sobie też trochę zapasów z Bibendy w ramach wspierania ulubionych miejsc w tych trudnych dla nich czasach. Bardzo mi ich rozwiązanie pasuje, bo nie proponują pełnych dań, tylko elementy, które można poskładać samemu tak, jak się lubi.

Jem wszystko poza wieprzowiną, selerem naciowym, skórką pomarańczową i rodzynkami. Ze względów rozsądkowych unikam też jedzenia w domu mięsa chyba, że mnie coś najdzie. 

ZAKUPY:

Pod domem na warszawskim Ursusie mam szczęście mieć fantastyczny warzywniak, gdzie sprzedają wszystko: nabiał ze Strzałkowa, szczęśliwe jaja, warzywa i owoce super jakości. Bliskowschodnie zachcianki spełniam w Pers-Polu na Gocławskiej 4 - tam znajdziecie najlepszy ryż basmati, super przyprawy, orzechy, tahini, mają nawet suszony zielony bób już wyłuskany na falafel! Mięso jem już bardzo rzadko, a jeśli już, to zaopatrzam się w Mustafie na Alei Krakowskiej 127, gdzie sprzedają świetną jagnięcinę w rozsądnej cenie. Resztę rzeczy kupuję przy okazji zakupów pracowych zazwyczaj w Makro. 

MENU

PONIEDZIAŁEK

Śniadanie: kanapka na pszenno-żytnim z domowym pasztetem warzywnym z marchwi, pietruszki, grzybów, cebuli, czosnku i soczewicy, a na wierzch świeży ogórek, szczypiorek i płatki soli. 

Obiad: gofr z masy na falafel z sosem jogurtowym z tahini, a do tego kiszonki Alladyna.

Kolacja: domowa zupka chińska, czyli makaron chow main zalany gorącym wywarem, pieczony batat i bakłażan. 

CDD878FA-4FE1-46F6-90E4-7BB67192C0B1.jpg

WTOREK

Śniadanie: tost francuski z resztek - ciasto drożdżowe namoczone w mleku z jajem smażone na maśle podane z lemon curdem, sosem z białej czekolady i owocami.

Drugie śniadanie: chleb z jajkiem na twardo pasztetem i pomidorem.

Obiad: ryż ugotowany w wywarze, a do tego ciecierzyca z porem i dużo zielonego (dymka, koperek, kolendra).

2C4E8270-5B60-4CB5-B798-84F90029A3D3.jpg
IMG_7890.JPG

ŚRODA

Śniadanie: jajecznica ze szczypiorkiem, chleb i pomidorki.

Drugie śniadanie: bostock i czarna kawa.

Obiad: mała miska ryżu z wczoraj.

Kolacja: tacosy z kurczakiem i kiszonkami Alladyna plus zielone.

CZWARTEK

Śniadanie: kanapka z grzybami (shimeji, boczniaki i portobello) podsmażonymi na maśle z sosem sojowym, a do tego jajo sadzone.

Drugie śniadanie: kanapka z hummusem, pomidorem (już polski!) i ze szczypiorkiem.

Obiad: talerz ze wszystkim, na co miałam ochotę: pół pieczonego bakłażana, pieczone ziemniaki z wędzoną papryką, ryż, pomidory, sos jogurtowy z tahini, czarne oliwki.

9C9F821B-E52B-4C40-87C5-93B85D37CDF0.jpg

PIĄTEK

Śniadanie: kanapka z drugą połową pieczonego bakłażana z jajkiem na twardo i ogórkiem 

Drugie śniadanie było grane u rodziców i był to litr świeżo tłoczonego soku z Ligoli i kawałek mojego serniczka.

Obiad od taty na wynos: leczo warzywne z ryżem.

Kolacja: ciastko chocolate chip cookie.

8BCA35DF-57C7-4F0C-83A5-18ACD6149DE5.jpg
EF378399-B1AA-44B5-AE15-F9E3DF9415D1.jpg

SOBOTA

Śniadanie: sałatka z pora i polędwicy z dorsza (dorsz smażony na maśle z kminem rzymskim) z ogórkiem konserwowym, jajem na twardo, koperkiem, jogurtem i majonezem.

Obiad: makaron soba z klopsikami z tofu w sosie chrzanowym, a do tego oliwki.

Kolacja: kanapka z Bibendowych zapasów - brioszka z aioli z czarnym czosnkiem, kurczakiem i rukolą.

5DF87563-9B67-4CAE-92F2-C298805D22A2.jpg
1AAE10A8-6D4C-4C65-B13F-1F4E77610728.jpg
CAB59487-EF78-4B87-825F-8EF182B38DDF.jpg

NIEDZIELA

Śniadanie: szakszuka - sos pomidorowy z Bibendy, jajko, feta i świeża kolendra.

Obiad: gnudi z Bibendy, a do tego moje duszone w maśle szałwiowym grzyby (shimeji i portobello) z porami.

Kolacja: lody waniliowe 🙂

A3226579-09BF-49D1-AFE0-FAD0A6B54F15.jpg
43719588-02DE-4BB4-846E-C08E73D7C77F.jpg

NAPOJE

Piję wodę z kranu, czarną kawę, Kukichę i hibiskus, a do tego nałogowo świeżo tłoczony sok jabłkowy najchętniej z Ligoli.  


WAŻNE: Menu publikowane utenen.com nie są konsultowane z dietetykami, więc nie odpowiadam za to, czy mają poprawne wartości odżywcze.

D6010D50-7E16-4A86-BDAC-754588EC081A.jpg