Maroko - cz. 3: Sahara
Sahara. Największa gorąca pustynia na świecie, której część leży w Maroku. Budzi podziw i zachwyt, jest znana ze swojej rozciągłości, ekstremalnego klimatu i oszałamiającego piękna przyrody.
Na pustynię ruszyliśmy z Marrakeszu. Czekała nas długa droga. Mieliśmy jednak na nią plan, który podzieliliśmy na kilka dni sprawdzając, ile jest dokładnie kilometrów do zrobienia każdego z nich. Byliśmy bardzo ciekawi, co zobaczymy po drodze, a podróż sama w sobie nas fascynowała. Wiedzieliśmy, że pustynia jest różnorodna i nie wygląda tylko tak, jak w naszych fantazjach na jej temat, kiedy wyobrażamy sobie głównie jej wydmy. I do nich jednak mieliśmy dotrzeć i bardzo byliśmy tym podekscytowani.
Dzień pierwszy - 300km - ok. 5h jazdy
Pierwszy dzień zakładał dotarcie do naszego miejsca noclegu po drodze zatrzymując się w dwóch lub trzech miejscach, w zależności od tego, jak nam pójdzie podróż. Zależało nam na zwiedzeniu Aït Benhaddou i zobaczeniu Ouarzazate, gdzie zatrzymaliśmy się na kawę i szybki spacer po starej części miasta. Jako dodatkowy punkt mieliśmy wizytę w studiu filmowym Atlas, z czego ostatecznie zrezygnowaliśmy, bo wyjechaliśmy za późno, a nie chcieliśmy dojechać do hotelu w nocy. Zostawiam to jednak tu, bo może Wy będziecie mieć więcej czasu i przyda się Wam ten pomysł!
Pierwszy dzień zachwycił nas górami i zmieniającym się krajobrazem - wjazdem na pustynie, mijanym lasem palmowym. Zaczęło nam się podobać bycie w drodze.
Po przebiciu się przez Atlas, po południu dojechaliśmy do Aït Benhaddou w sam raz na obiad, więc od niego zaczęliśmy. Wybraliśmy miejsce w Google, które miało dobre oceny i nie zawiedliśmy się. Zamówiliśmy sałatkę i tagine z koftą, który okazał się znakomity.
🗺️ TANMIRT, Aït Benhaddou
⏰ Otwarte od wtorku do niedzieli od 9 do 22, w piątki od 15.
💲 Nie pamiętam, ile dokładnie zapłaciliśmy, ale nie więcej niż 200MAD (ok. 80zł*) za nas dwoje.
Aït Benhaddou to dobre miejsce na spacer w trakcie długiej jazdy i po dobrym obiedzie. Akurat na takie 30-45min spokojnego wdrapania się na sam szczyt starożytnej fortyfikacji zrobionej z cegły mułowej, która dzisiaj jest jednym z zabytków na liście UNESCO. Wioska historycznie miała znaczenie przez swoje położenie na znaczącym szlaku handlowym, dzisiaj znana jest też z filmów takich jak chociażby Gladiator czy Gra o Tron.
Hotel
Akurat w dobrej odległości na trasie, przy palmowym lesie znajdowała się kasba, gdzie zatrzymaliśmy się pierwszej nocy. Kupiło nas zdjęcie brązowego miasta wlepiającego się w krajobraz z mocno kontrastującym błękitem basenu, który aż się prosi, żeby do niego wskoczyć. Kasba to rodzaj budownictwa przypominający fortyfikację albo cytadelę, która górując nad miastem zapewnia mu schronienie.
W Kasbah Oulad Othmane nie tylko czujecie się bezpiecznie, ale też jest Wam wygodnie. Poza pokojem możecie korzystać z przestrzeni wspólnych - marokańskiego salonu, gdzie siedząc na poduchach można napić się herbaty albo zjeść posiłek. Poza tym do dyspozycji jest też taras z pięknym widokiem no i wspomniany już basen.
Gdybyśmy mogli zostać na pustyni dłużej, zatrzymalibyśmy się w tym miejscu na dwie noce. Marzyło nam się, żeby wybrać się na dodatkową wycieczkę do Todra Gorges, ale te dodatkowe 130km i około 2h jazdy w jedną stronę nie były dla nas tym razem do zrealizowania. Zamiast tego wyspaliśmy się, zjedliśmy niespieszne śniadanie i ruszyliśmy w drogę na największe wydmy Sahary.
👩🏻💻 Kasbah Oulad Othmane
🗺️ Oulad Othmane, 45050 Agoubt
💲Zapłaciliśmy €46 (ok. 190zł) za noc w dwuosobowym pokojem z łazienką. Śniadanie było w cenie.
Dzień drugi - 290km - ok. 4h jazdy
Ogromnym plusem wynajęcia samochodu jest to, że można się zatrzymać tam, gdzie się chce, wtedy, kiedy ma się na to ochotę i na tak długo, jak się potrzebuje. Nas najbardziej przyciągały vany serwujące kawę z ekspresu zamontowanego w bagażniku. Do tego można było za parę groszy dokupić batonika albo garść orzechów i na chwilę posiedzieć na słońcu.
Mieliśmy też szczęście spotkać na naszej drodze pana wypasającego swoje wielbłądy. Było to idealne zrządzenie losu, bo chociaż tam, gdzie zostawaliśmy kolejnej nocy, można było na nich jeździć, nie miałam na to ochoty. Wystarczyło mi napatrzeć się z bliska, więc zatrzymaliśmy samochód, daliśmy panu parę drobniaków i skorzystaliśmy z tej okazji.
Wiedząc, że możemy się zameldować nie wcześniej niż o 16:30, postanowiliśmy wpaść do pobliskiego miasteczka zobaczyć lokalny targ i zjeść nieduży lunch. Zdaje się, że w Rissani byliśmy jedynymi albo jednymi z naprawdę niewielu turystów. Targ słynie z daktyli, których rodzajów faktycznie było tam mnóstwo. Sprzedaje się tam też żywe zwierzęta. Zauważając, że wzbudzamy nieco za dużo jak na nasze możliwości tego dnia zainteresowanie, postanowiliśmy usiąść w pierwszej lepszej knajpce. Tak trafiliśmy do Friends, gdzie ugoszczono nas z dużą hojnością. Przed jedzeniem dostaliśmy herbatę. Potem zamówiliśmy kurczaka w tagine na spółkę, do którego przyniesiono nam też pity, sałatkę z pomidorów, oliwki i wodę. Po posiłku poczęstowano nas świeżymi owocami, a kiedy zapytaliśmy, gdzie możemy kupić butelkowaną wodę na drogę, po prostu nam ją dano. Za wszystko mieliśmy zapłacić niecałe 100MAD (ok. 40zł), zostawiliśmy im więc duży napiwek.
🗺️ Friends café restaurant جبر الخواطر, Avenue bir anzaran, Rissani
Po obiedzie byliśmy umówieni z Hassanem, menadżerem miejsca, w którym zostawaliśmy na noc. Zaczęliśmy zbliżać się do wydm, które nagle ni stąd ni zowąd wyrosły na naszym horyzoncie. W miasteczku w ich pobliżu bylimy umówieni na spotkanie i stamtąd Hassan pokierował nas w stronę pustyni, gdzie w wyznaczonym miejscu zostawiliśmy nasz wynajęty samochód i przesiedliśmy się do jego Jeepa. Mieliśmy do wyboru, czy chcemy dotrzeć do obozowiska samochodem, czy na wielbłądzie. Wybraliśmy tę pierwszą opcję w wersji hard, co oznaczało, że Hassan zafunduje nam po drodze trochę zabawy i off roadingu. Było super, a pierwsze zbliżenie do piaszczystej pustyni i krajobraz, w którym nagle nie ma niczego poza piaskiem i niebem - niezapomniane.
Moglibyście pomyśleć, że dotarliśmy na koniec świata i tak trochę było, ale tam trafiliśmy do dość luksusowego glampingu. Czekał na nas duży namiot z kozą do grzania w środku, dużą, nowoczesną łazienką i tarasem przed, gdzie można było usiąść albo położyć się na wystawionym na zewnątrz łóżku przygotowanym do patrzenia w niebo. To miejsce stworzone do tego, żeby się oderwać od rzeczywistości, zatrzymać i wyciszyć.
Po powitalnej herbacie, ale jeszcze przed kolacją Hassan zabrał nas z powrotem na wydmy. Razem z innymi osobami mieliśmy okazję posiedzieć na nich i obserwować zachód słońca, a co niektórzy odważyli się nawet zjeżdżać z nich na desce. Było to naprawdę niesamowite doświadczenie, które zostanie ze mną na długo. Jedyne, czego żałuję, to że nie zostaliśmy tam dodatkowej nocy - nie przypuszczałam, że pustynia aż tak nas zachwyci. Dzisiaj wiem, że lepiej byłoby przedłużyć czas na niej nawet kosztem zostania krócej w Fezie.
Po zachodzie słońca przyszedł czas na kolejną herbatę i potem kilkudaniową kolację, po której mogliśmy usiąść przy ognisku i posłuchać lokalnej muzyki na żywo albo skorzystać z teleskopu i poszukać ulubionych gwiazd. Ku rozczarowaniu Julka, który liczył na zobaczenie drogi mlecznej, była akurat pełnia, która spowodowała, że było niespodziewanie jasno.
Wieczorem padliśmy ze zmęczenia, ale rano umówiliśmy się na wczesne śniadanie, żeby móc jeszcze chwilę pobyć w tej przestrzeni. Julek poszedł na spacer stwierdzając, że gdybyśmy zostali dzień dłużej, moglibyśmy do wydm spokojnie dojść pieszo, a ja wykorzystałam ten czas na medytację i trochę jogi, które świetnie mi zrobiły po i przed wieloma godzinami jazdy.
Kiedy byliśmy gotowi, żeby się pożegnać, Hassan zabrał nas z powrotem do samochodu. Po drodze zatrzymał się jednak, żeby pokazać nam rzadko spotykane tam jezioro, które powstało na chwilę, żeby zaraz zniknąć. Odbijały się w nim palmy wyglądając jak na tapecie Windowsa 98 (kto to jeszcze pamięta!?). Ciężko uwierzyć, że to prawdziwy widok.
👩🏻💻 Sunrise Sahara Camp
🗺️ Hassilabied, Merzouga
💲Zapłaciliśmy €130 (ok. 540zł) za dwuosobowy namiot. W cenie był dojazd do obozu (Jeepem lub na wielbłądach), herbaty, kolacja i śniadania.
Dzień trzeci - 490km - ok. 7h jazdy
Tego dnia oryginalnie planowaliśmy zrobić tylko połowę trasy, na którą się ostatecznie zdecydowaliśmy po rozmowie z Hassanem, po której stwierdziliśmy jednak, że nie ma tak dużo rzeczy, które nas zachwycają po drodze i jednak wolimy pocisnąć całą trasę do Fezu na raz. Trochę się tego bałam, bo byłam jedynym kierowcą, ale byłam dość zdeterminowana, żeby zyskać dodatkowy dzień w tej ostatniej części naszego wyjazdu. Odwołaliśmy więc (na szczęście niedrogi) nocleg w Midlecie, gdzie zatrzymaliśmy się tylko na obiad i niespodziewane zakupy. Obiad okazał się najlepszym taginem, jaki jedliśmy do tej pory, a zakupy nieplanowanym wydatkiem - wyszliśmy z dywanem i biżuterią. Niczego nie żałujemy! 😉
🗺️ Restaurant Fes - Chez TOUDA Tazi, P21, Midelt
💲 Zapłaciliśmy ok. 200MAD (80zł) za sałatki i kofty.
Ostatnią atrakcją w naszej podróży do Fezu był rezerwat przyrody, gdzie zaskoczyło nas zimno i nawet pozostałości śniegu. Nie bez powodu ten rejon nazywany jest “marokańską Szwajcarią”. Chcieliśmy się tam zatrzymać, chociaż nie mieliśmy zbyt dużo nadziei na zobaczenie żyjących tam w naturze makaków berberyjskich. Było już w końcu późno, a my nie mieliśmy za dużo czasu. Żeby nie żałować, że nie sprawdziliśmy, nie licząc na zbyt wiele zatrzymaliśmy się na znajdującym się na naszej trasie parkingu. Tam zapytaliśmy pana, sprzedającego w jednym z kramów, czy jest szansa na zobaczenie małp gdzieś blisko. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy zorientowaliśmy się, że kilkanaście z nich było właśnie przy ulicy, którą przed chwilą jechaliśmy. Czekały tam na ludzi, przyzwyczajone do dostawania smaczków. A ja mimo że niedawno widziałam ich kuzynów - makaki japońskie - wygrzewające się w onsenie, i tak się wzruszyłam.
Czego nie zrobiliśmy, a co bym chciała:
Dzisiaj już wiem, że powinniśmy dać sobie więcej dni na pustynię. Do naszej trasy dodałabym dodatkowy nocleg w pierwszym hotelu, dzięki czemu zyskalibyśmy dzień na wycieczkę do Dades Gorges.
Chciałabym zostać też noc lub nawet dwie dłużej na wydmach i tam mieć więcej czasu na medytację, jogę, spacery, gapienie się w niebo, jeżdżenie na quadach, itp.
W drodze rozglądałabym się bardziej za kooperatywami produkującymi olej arganowy - jakoś nam umknęły, a to podobno fajne miejsca, żeby je odwiedzić.
Podsumowanie
Pustynia nas zachwyciła. Jej różnorodność, zmieniający się krajobraz, dostojność wydm, serdeczność i gościnność spotkanych ludzi. Mimo tego, że wróciliśmy z Maroka już parę tygodni temu, ciągle o niej myślimy.
Jeśli będziecie mieli okazję zrobić tę samą trasę co my z Julkiem, dajcie sobie na pustynię więcej czasu nawet, jeśli wydaje Wam się, jak mi się wydawało, że bardziej interesują Was miasta niż przyroda. Sahara to naprawdę wyjątkowe miejsce, które zostawiło w nas swój ślad.
*Podawane przeze mnie ceny proszę traktować jako orientacyjne i upewnić się na własną rękę, czy się nie zmieniły (cena hotelu chociażby może być inna latem). Przeliczając na złotówki korzystałam z przewalutowania ważnego w marcu 2025 roku.
***
Post ten ukazał się w ramach serii o Maroku, w ramach którego możecie też przeczytać o:
tym, jak przygotować się do wyjazdu do Maroka
Marrakeszu
Fezie i Chefchaouen (premiera 21.04.2025)
Seria dedykowana jest Julkowi, mojemu towarzyszowi w tej podróży 🐪
